Przyszłe pole walki – czyli roboty, autonomia i strefa cyber
Właśnie skończył się Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego (w skrócie MSPO) w Kielcach. Rok 2023 był niezwykle owocny w wysyp wszelkiego rodzaju sprzętu do zabijania bliźniego, o pardon, obrony przed wrogiem. Tak czy owak działa to w dwie strony. Jako wielokrotny bywalec tych targów, o których może kiedy indziej, zauważyłem jedną cechę. Otóż od kilku lat zwiększa się ilość pojazdów autonomicznych (robotów, aparatów jeżdżących, latających i pływających). Czy to sterowane zdalnie, czy działające w oparciu o sztuczną inteligencję (AI), rozwijają się one bardzo szybko, zapełniając coraz to większe połacie hal pokazowych. Z roku na rok są bardziej inteligentne i śmiercionośne. Do czego jednak zmierzam zapytacie? Ano do tego, że za chwilkę pole walki będzie wyglądało zupełnie inaczej. Ale do brzegu…
Podstawy
Zacznijmy może od podstaw. Co w zasadzie liczy się na wojnie (patrząc choćby na wojnę w Ukrainie):
- liczba dostępnych żołnierzy;
- liczba dostępnego sprzętu do walki;
- sprawność logistyki do uzupełnień i napraw;
- głębia strategiczna;
- morale (żołnierzy i społeczeństwa).
Wiem, wiem. Spłycam temat i nie biorę wszystkiego pod uwagę. Owszem, ale powiedzmy że wybrałem te znaczące elementy. Patrząc od góry. Liczba dostępnych żołnierzy jest kwestią bardzo istotną. Bez nich nie będzie obsługi sprzętu do walki. Muszą być stale uzupełniani i rotowani. Jak pokazuje aktualny konflikt – ich brak będzie początkiem końca walki.
Następny jest sprzęt. Im lepszy i nowocześniejszy tym lepiej. Technika, elektronika, materiały użyte do budowy sprawiają, że sprzęt mający 50 lat nie spełnia już wymogów pola walki. Kto jest szybszy, dokładniejszy i ma lepsze opancerzenie ten wygrywa.
Dalej mamy sprawność logistyki do uzupełnień i napraw. Bez niej nie dostarczymy walczącym paliw, jedzenia, broni i amunicji oraz nie naprawimy uszkodzonych jednostek.
Głębia strategiczna, to przestrzeń z której możemy pozyskać ludzi i surowce (również sprzęt). Bez niej, po wyczerpaniu zapasów, przegramy.
Następnie mamy morale. Tak, to również ważny czynnik. Zarówno u żołnierzy jak i u obywateli danego kraju. Słabe morale to problemy z podjęciem walki. To częste dezercje, bałagan w szeregach i lekceważenie rozkazów. W wypadku zwykłych obywateli, to strach, chęć szybkiego zakończenia konfliktu, nawet mimo przegranej. Sami więc widzicie jakie to wszystko jest istotne dla działań wojennych (obronnych). Co można w tym zmienić na przyszłość?
Idzie nowe
Wbrew pozorom bardzo dużo. Niestety wiąże się to z czasem i rozwojem gospodarczym oraz ze zmianą sposobu myślenia. Przede wszystkim, ze względu na problemy z dzietnością w państwie, musimy częściowo zastąpić żołnierzy. Kim? Tak, dokładnie – robotami. Patrząc niedaleko w przyszłość widzę całe ich tabuny na polu walki (co paradoksalnie już zaczyna być widoczne w Ukrainie). Zamiast batalionu żołnierzy, będzie tylko sztab i operatorzy maszyn wojennych. Od dronów latających nad głowami (obserwacyjnych, z ładunkami typu cargo, z ładunkami wybuchowymi, łącznościowych) po drony jeżdżące i kroczące (cięższe kołowe pojazdy z większym uzbrojeniem – choćby nasz rodzimy PIAP HUNTER oraz kroczące np. dostarczających sprzęt i zaopatrzenie – LS3 z BOSTON DYNAMICS lub bojowych VISION 60 z GHOST ROBOTICS). Tu można naprawdę się rozpisać o możliwościach tego sprzętu, ale pozwólcie, że wrócimy do tego później.
Tym sposobem doszliśmy do zmniejszenia liczby żołnierzy. Co do sprzętu. By móc odpowiednio nasycić pole walki sprzętem, musimy przejść na automatyzację jego produkcji. Człowiek jest tylko człowiekiem, roboty mogą składać i spawać 24 godziny na dobę. Ludzie ograniczą się do sprawdzania wyrobu, testów i ewentualnych napraw. Poprawi to też znacznie logistykę.
Głębia strategiczna. To już raczej mamy zapewnione poprzez dołączenie do NATO. W przypadku ataku inne państwa będą nas wspierać (mam nadzieję). Zostało więc morale. Dla ludzi i logistyki będzie ważna osłona przeciwlotnicza dla ich rodzin i fabryk. Pewność, że nie zginą po nalocie i stała praca, sprawią że morale się podniesie lub choćby pozostanie na niezmienionym poziomie. To samo tyczy się żołnierzy. Spokój nad głową i dobre wyposażenie (również osobiste) sprawi, że poczują się zdecydowanie pewniej. Czyli mamy już wszystko ustalone i można „gasić światło”?
Problemy
Niezupełnie, gdyż rozwiązanie poprzednich problemów generuje paradoksalnie nowe. Jakie? Chociażby jaką autonomię możemy dać naszym robotom. Autonomię? Przecież mieliśmy sterować nimi z bezpiecznego miejsca. Owszem, ale w przypadku straty łączności, spowodowanych zakłóceniami, muszą dalej wykonywać zadanie. Muszą też podejmować własne decyzje. Czy wszystkie będą słuszne? Cóż…
Drugi problem jaki się nasuwa to cyberbezpieczeństwo. Robot jako taki przyjmuje komendy od operatora. Jeżeli przeciwnik przejmie łączność lub złamie zabezpieczenia użytkownika, to mamy prze… walone. Nasz robot, nie dość że zdradzi naszą pozycję, to jeszcze obróci się przeciwko nam.
Kolejny problem to zasięg operacji. Blisko to nie problem. Sprzęt można połączyć na wiele sposobów, nawet kablem (światłowodem). Im dalej, tym gorzej. Pozostają satelity lub retranslacja sygnału za pomocą drona w powietrzu. Trzeba więc mieć do tego odpowiednie zasoby i wiedzę. Z zasięgiem wiąże się jeszcze jeden szczegół…
Baterie
Zasilanie pojazdów, również dronów, to wciąż poważny problem. Z jednej strony mamy je już w formie hybrydowej (agregat spalinowy doładowujący baterie), ale z drugiej zwiększa ona sygnaturę termalną oraz hałas generowany przez sprzęt. I tak źle i tak nie dobrze. Cóż więc począć? Polepszyć baterie. Tak, to akurat już się dzieje.
Firmy pokroju amerykańskiej TESLI i chińskiej CATL wciąż prześcigają się w pomysłach. CATL jak na razie wygrywa. Stworzył dwukrotnie gęstsze baterie, co daje nam o połowę mniejszą masę niż u TESLI lub podwójny zasięg. Na tym jednak wyścig się nie kończy. W dobie wychodzenia z paliw kopalnianych, akumulatory będą tylko się rozwijały. Powstały już nawet prototypy baterii, wykorzystujące minerały ogólnie dostępne i tanie. Nie ma już odwrotu. Jak więc to będzie wyglądało w niedalekiej przyszłości?
Przyszłość
Popuśćmy wodze fantazji. Przeanalizujmy drogę takiego uzbrojenia z fabryki na front. Zacznijmy od początku. W fabryce XYZ powstaje na zautomatyzowanej linii produkcyjnej dron pokroju VISION 60 z GHOST ROBOTICS. Po złożeniu, trafia on do testów, które wykonuje człowiek. Następnie zostaje załadowany do kontenera lotniczego i wysłany w rejon walk. Tam następuje przeładunek na inny pojazd, co ciekawe również autonomiczny. Ten z kolei dowozi go wraz z dwoma innymi kontenerami niedaleko linii walk. Po rozłożeniu powraca do bazy. Na miejscu mamy zatem kontenery:
- sterujący wraz z terminalem łączącym go z bazą za pomocą satelit;
- logistyczny z zestawem szybkoładowarek elektrycznych i agregatem oraz systemem załadunku amunicji;
- logistyczny z robotami z fabryki.
Po otrzymaniu sygnału od operatora, roboty uruchamiają się, doładowują energią oraz amunicją i rozchodzą na pozycje wyczekujące. Wsparcie i rozpoznanie zapewniają drony z powietrza oraz większe i cięższe autonomiczne pojazdy naziemne z poważniejszym uzbrojeniem. Ze względu na ograniczony czas pracy na baterii mniejszych dronów, działają one zmianowo w grupach, wymieniając się na czas ładowania. Uderzenie następuje jednocześnie z wielu kierunków. Małe drony pokroju VISION 60, ze względu na niską sygnaturę cieplną i praktyczny brak hałasu, mogą podejść przeciwnika wyjątkowo blisko. Dodatkowym zaskoczeniem może być to, że chodzą one po schodach, powierzchniach śliskich i przeciskają się przez wąskie przestrzenie, zajmując bardzo dogodne pozycje. Po skumulowanym ogniu i kilku małych potyczkach, następuje koniec. Podliczenie strat własnych i powrót na pozycje wyczekujące. Na miejsce walk trafiają kolejne kontenery. Tym razem z robotami stróżującymi i inną specyfiką misji. Pozostałe drony po wykonaniu zadania i załadunku do kontenerów, wracają do bazy naprawczej celem wykonania serwisu. Ciekawie wygląda ta przyszłość, nieprawdaż? Przyszłość? Czyżby?
Powrót do teraźniejszości
Właśnie, to jest dobre pytanie. Czy to rzeczywiście przyszłość, czy może teraźniejszość. Wszystkie te rozwiązania o których napisałem już są. Mało tego, już działają! Ostatnio miałem przyjemność uczestniczyć w webinarium BOSTON DYNAMICS. Prowadzący Matt Knights, nota bene dyrektor sprzedaży tejże firmy, przedstawił cywilne możliwości systemu. Robot o nazwie SPOT wykonywał różne operacje. Od sprawdzenia miejsc niebezpiecznych dla zdrowia i życia po patrolowanie określonych terenów oraz manipulacje dźwigniami i pokrętłami. Wszystko to może odbywać się w trybie autonomicznym i automatycznym 24 godziny na dobę w oparciu o rozwiązania kontenerowe (klatki z urządzeniami ładującymi). Muszę mu przyznać, że wykonał kawał dobrej roboty. Mnie przekonał. Czy to początek naszego końca jak w Terminatorze?
Terminator? Bez przesady…
Raczej nie. Człowiek nigdy nie odda całości decyzji maszynie. Istnieje u nas tak zwany instynkt samozachowawczy (choć patrząc na to co dzieje się na świecie z ludźmi, to chyba nie u wszystkich). Zawsze pozostaną jakieś „bezpieczniki”. Autonomia – tak, ale do pewnego stopnia. Dlatego patrzmy na przyszłość spokojnie, chłodno kalkulując plusy i minusy nadchodzących technologii. Czego wszystkim życzę i…
Do następnego…